Darem jest. I dziękuję wciąż za niego. Daje mi tyle, że chcę się dzielić tym, co otrzymuję. Odkąd jest, każda sekunda ma dodatkowy sens, podniesiony przez miłość do którejś tam potęgi.
sobota, 26 listopada 2011
Mleczny Królewicz
Jest go coraz mniej. W dzień nie dostaje już go w ogóle, w nocy jeszcze korzystamy z tej bliskości, ale ile jeszcze to potrwa? A przecież nazywaliśmy go Mlecznym Królewiczem. Kiedy już nim nie będzie, pozostanie takim na zawsze w nas. Ile jeszcze czeka nas takich pożegnań? Małych rozstań, zakończonych etapów...Kiedy przeszedł z raczkowania do chodzenia, łza tylko zakręciła się w moim oku. Teraz łez nie zliczę, bo kończy się coś więcej, nie tylko jakiś etap, okres życia, ale nasza więź - nie, nie rwie się, tylko zmienia strukturę. Fizyczna jedność, której ślad nosi na brzuszku, była kontynuowana przez te miesiące, kiedy moje ciało zaspokajało jego głód i potrzebę bliskości. Zmiana jest trudna, rezygnacja z bycia dla niego tak na sto procent boli. Będzie się oddalał, coraz bardziej samodzielny, coraz mniej zapatrzony we mnie, coraz bardziej rozglądający się wokół. I muszę pozwolić na to, z uśmiechem machać na pożegnanie kolejnych etapów, by czuł siłę mojego wsparcia. By pamiętał drogę do moich ramion. Nie ma znaczenia, jak daleko od nich odejdzie. A na razie afirmuję te chwile, kiedy jeszcze mogę mówić Mleczny Królewiczu, mleczko czeka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz