poniedziałek, 21 listopada 2011

czyżby?

Jesienny spacer dwojga staruszków. Ona pomarszczona i blada, on zgarbiony, że nawet twarzy dobrze nie widać. "Pan" - stwierdza mój syn. I po chwili dodaje : "Pani". Oboje uśmiechają się przygasłymi uśmiechami, chcą pogłaskać po główce, ale on już leci hen, daleko w świat, nie ma czasu na tę starcza powolność.
Nie wierzę.
Że będzie stary, tak samo pomarszczony.
Że zanim się zestarzeje, będzie chodził na randki i imprezował z kumplami, tulił własne dzieci, pracował, tworzył i niszczył.
Że jeśli taki mu los pisany, gdzieś kiedyś na jesiennym spacerze spotka małego chłopca, który przebojem bierze życie i będzie chciał dotknąć tej jego młodości, na chwilę ja poczuć. I że też nie będzie mu to dane, zostanie z zawieszona w powietrzu ręką, na której czas wyżłobi bruzdy.
Nie wierzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz